NASZA IDEA
|
|
Korczakowska
Republika Dziecięca Dyliniarnia została założona 1 marca 1983 roku w Krakowie
jako Stowarzyszenie działające na polu pomocy społecznej. Misją
Stowarzyszenia jest szeroko pojęte dobro dziecka. Działalność Korczakowskiej Republiki
jest głosem pierwszego w świecie zalegalizowanego dziecięcego państwa, które
poprzez działania charytatywne na rzecz dzieci ma za zadanie kształtować
podstawowe zasady moralne i etyczne, przygotowujące do dorosłego życia i
wychowania następnych pokoleń.
Celem Dyliniarni
jest promowanie i wcielanie w życie pozytywnych wartości i zachowań
kreujących osobowość oraz kształtujących psychikę dziecka zgodnie z zasadami
moralności i etyki. … |
|
Słowo Dyliniarnia
powstało 1 marca 1983 roku wraz z korczakowską ideą pomagania innym.
Korczakowska - bo inicjatywa wyszła od dzieci: 10-letniej wówczas Marii i
15-letniego Tadeusza Pułczyńskich, którzy jako
rodzeństwo powołali do życia stowarzyszenie na rzecz dzieci. Pierwszą akcją
było rozdawnictwo naprawianych starych zabawek, ubogim dzieciom z okolicznych
bloków nowopowstałego osiedla Nowy Prokocim. Akcja ta, jak i wiele
późniejszych, cieszyły się dużym powodzeniem, gdyż jak powszechnie wiadomo
były to trudne czasy reglamentacji, pustych lad sklepowych, jednym słowem -
walki o przetrwanie. …
|
|
Maria Pułczyńska ur.
13 lipca 1973 r. w Krakowie Wykształcenie
wyższe. Ukończyła studia na wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej UJ
… Tadeusz Pułczyński ur. 8 maja
1968 r. w Krakowie Wyróżniony przez
Organizację Szerzenia Kultury Polskiej POLCUL za bezinteresowną pracę …
|
|
Prawdziwe imię i
nazwisko Janusza Korczaka brzmi Henryk Goldszmit.
Urodził się dnia 22 lipca 1878 albo 1879 roku. Wątpliwość ta jest skutkiem
tego, iż rodzice nie zatroszczyli się, aby wyrobić mu urzędową metrykę.
Zginął zamordowany w którymś z hitlerowskich obozów, najprawdopodobniej w
Treblince, z początkiem sierpnia 1942 roku. Janusz Korczak pracował jako
lekarz i pedagog. Dyplom lekarski otrzymał w 1905 roku i rozpoczął pracę w
szpitalu dziecięcym. Kiedy wybucha wojna rosyjsko japońska, zostaje wysłany
na front w Mandżurii. We wrześniu 1907 roku wyjeżdża do Berlina aby uzupełnić
wiedzę medyczną. …
|
|
Jak Janusz
Korczak wpłynął na moje życie – Janusz Pułczyński |
Korczakowska
Republika Dziecięca Dyliniarnia została założona 1 marca 1983 roku w Krakowie
jako Stowarzyszenie działające na polu pomocy społecznej. Misją
Stowarzyszenia jest szeroko pojęte dobro dziecka. Działalność Korczakowskiej
Republiki jest głosem pierwszego w świecie zalegalizowanego dziecięcego
państwa, które poprzez działania charytatywne na rzecz dzieci ma za zadanie
kształtować podstawowe zasady moralne i etyczne, przygotowujące do dorosłego
życia i wychowania następnych pokoleń. Celem Dyliniarni
jest promowanie i wcielanie w życie pozytywnych wartości i zachowań
kreujących osobowość oraz kształtujących psychikę dziecka zgodnie z zasadami
moralności i etyki. Idea
obejmuje całokształt wychowania z naciskiem na indywidualny proces pracy z
każdym dzieckiem i wcielanie w życie dziecięcych inicjatyw, wyzwalając tym
samym pozytywne zachowania i prawidłowe reakcje w poszczególnych, niesionych
przez życie sytuacjach. Każde bowiem dziecko współtworzy Dyliniarnię
wzbogacając ją o swoje własne umiejętności i doświadczenia. Osiągnięcie zamierzonego celu
poprzez wcielanie w życie wszelkich przyjętych zasad nie może przebiegać w Dyliniarni tylko na jednej płaszczyźnie. Znaczna bowiem
część podopiecznych Korczakowskiej Republiki Dziecięcej to mali członkowie
rodzin patologicznych. Dyliniarnia w samym założeniu nie była nigdy celowo
ukierunkowana na tego rodzaju zbiorowość, ale nigdy też nie określała
konkretnych granic zawężających pole swoich działań. Dlatego podstawowym
zadaniem pracy charytatywnej jest pomoc takim właśnie rodzinom, a przede
wszystkim dzieciom, które najczęściej stają się ofiarami błędów popełnianych
przez dorosłych. Tutaj często stosuje się maksymę: „zrozumieć, aby wychować”.
Zatem całokształt pracy Korczakowskiej Republiki Dziecięcej, której
elementarnym założeniem jest pomoc wszystkim dzieciom w ich rozwoju
psychicznym, duchowym i moralnym obejmuje podstawy wychowania ujęte na
poszczególnych jego etapach: 1. potrzeba samorealizacji, 2. odnalezienie
autorytetu, 3. kształtowanie osobowości, 4. wypracowanie systemu wartości.
Jeżeli chodzi o środki i metody oddziaływania, to duży nacisk kładzie się
tutaj na oddziaływanie własnym przykładem, wskazanie autorytetów i pilnowanie
doboru odpowiedniego towarzystwa osób. Wszelkie przyczyny problemów o wiele
łatwiej rozwiązywać w zalążku, a więc w początkowej fazie rozwoju człowieka,
dlatego warto pracować z dzieckiem i można w tej pracy wiele osiągnąć, bowiem
wpojona nauka i zasady moralne, stosowane metody wychowawcze, hierarchia
wartości, kontakty i sposoby postępowania, kreują następne pokolenia. Dzieci
są więc wielkim potencjałem, który ażeby nie roztrwonić, należy stworzyć im
odpowiednie warunki sprzyjające ich wszechstronnemu rozwojowi, okazując
równocześnie szacunek dla ich osobowości. Zasadniczą zbieżnością działalności
Dyliniarni z ideą jej patrona Janusza Korczaka jest
wysunięcie na pierwszy plan inicjatywy dziecka, jako twórcy konkretnych
działań. W Dyliniarni, w początkach swej
działalności, dzieci słyszały o Januszu Korczaku i czytały „Króla Maciusia
I”, ale nie próbowały naśladować Starego Doktora ani jego bohaterów. Dopiero
w 1990 roku, Dyliniarnia obrała sobie za patrona osobę Janusza Korczaka.
Dyliniarnia to rozszerzona wizja Janusza Korczaka przedstawiona w „Królu
Maciusiu I”. Wydawana przez dzieci gazetka kierowana wówczas wyłącznie do
rówieśników to również „rozszerzony” „Mały Przegląd”, który wydawany był
przez dzieci pod kierunkiem Janusza Korczaka. Analogicznym pismem wydawanym
przez Dyliniarnię niewątpliwie był periodyk „Życie Dyliniarni”, obecnie zastąpiony niniejszą stroną
internetową. W Dyliniarni stosuje się wiele
zbieżnych form pracy z pracą Janusza Korczaka, które wypływają także ze
wspólnej idei, w myśl której realizuje się podwójną zasadę tzn. przez dzieci
i dla dzieci. Korczak często wychowywał poprzez zabawę, co jest podstawową
zasadą także w Dyliniarni. Janusz Korczak próbował
budować społeczeństwo wzorcowe wśród dzieci i chciał przez to wskazać praktyczną
możliwość takiej budowy. Dokonał on pewnych odkryć w metodach wychowania i w
pedagogice jako nauce. Głosił on, że postęp zależy od wychowania i
doskonalenia grup ludzkich. Pokazywał to w działaniu i w życiu i te właśnie
idee reprezentuje Korczakowska Republika Dziecięca Dyliniarnia. Aby
jednak dogłębnie poznać Działalność Korczakowskiej Republiki Dziecięcej
Dyliniarnia i jej mechanizm funkcjonowania, nie wystarczy tylko teoria i
filozoficzna analiza prezentowanych idei, lecz systematyczna praktyka i
codzienny wysiłek w budowanie kolejnych zakątków dziecięcego państwa opartego
na wzajemnych relacjach przyjaźni. Wychowanie jakie otrzymaliśmy u podstaw
decyduje o tym kim jesteśmy później. Potrzebna jest wiara w powodzenie,
uśmiech, dobre słowo. Taka postawa z pewnością do czegoś zobowiązuje.
Zobowiązuje do wiary w dobro, w człowieczeństwo. Pogląd taki nie pozwala
pozostawić nikogo, kto doświadczony złem, traci poczucie własnej wartości.
Postawa Dyliniarni to przykład zachowania,
postępowania, stylu bycia. To zamiłowanie do pracy z ludźmi i dla ludzi, a
szczególnie dla tych najmłodszych. Większość instytucji nastawiona jest na
oddziaływanie na zbiorowość, jakąś grupę ludzi. Dyliniarnia zwraca uwagę
także na jednostki. Takie jest założenie Dyliniarni.
Być członkiem Dyliniarni - to być przede wszystkim
prawdziwym Człowiekiem. Słowo
Dyliniarnia powstało 1 marca 1983 roku wraz z korczakowską ideą
pomagania innym. Korczakowska - bo inicjatywa wyszła od dzieci:
10-letniej wówczas Marii i 15-letniego Tadeusza Pułczyńskich,
którzy jako rodzeństwo powołali do życia stowarzyszenie na rzecz dzieci.
Pierwszą akcją było rozdawnictwo naprawianych starych zabawek, ubogim
dzieciom z okolicznych bloków nowopowstałego osiedla Nowy Prokocim. Akcja ta,
jak i wiele późniejszych, cieszyły się dużym powodzeniem, gdyż jak
powszechnie wiadomo były to trudne czasy reglamentacji, pustych lad
sklepowych, jednym słowem - walki o przetrwanie. Kolejnym sukcesem okazał się
teatrzyk dla dzieci biegających z kluczami na szyi, które tłumnie odwiedzały
dziecięcą inicjatywę, dzieląc się przy okazji swoimi najboleśniejszymi
problemami i zmartwieniami, nieraz zbyt dużymi do udźwignięcia ciężarami
rodzinnych nieporozumień lub wręcz tragedii. Pomoc skierowaną do tych
najsłabszych trzeba było jakoś nazwać, by nie mylono tego nowego miejsca
dziecięcego świata z domem dziecka, pogotowiem opiekuńczym, świetlicą
środowiskową czy domem kultury. To miało być miejsce szczególne, tak jak w
trudnych czasach Janusza Korczaka, gdzie dzieci będą odkrywać swoje
pragnienia i nadzieje, gdzie nabiorą wartości i uznania wśród rówieśników i
świata dorosłych. Tak się też działo. Raz wychodziło lepiej, raz
słabiej, ale wychodziło. Miejsce
to nazwano DYLINIARNIA. Dlaczego? Takie pytanie można by postawić wielu
organizacjom przeglądając bazy zawiłych i niezrozumiałych nazw
czasem wręcz rysujących lekki uśmiech. Fakt, że słowo Dyliniarnia
przyjęło się i to chyba jest najważniejsze. Dziś Dyliniarnia obrosła murawą
chlubnej tradycji i zakwitła owocami wypowiadanych z wdzięcznością, przez
niegdyś małych podopiecznych, sentymentalnych wspomnień z czasów dziecięcych.
Zaczęto też interesować się słowotwórstwem tego nietypowego, szczególnie jak
na tamte czasy, przedsięwzięcia. I tak powstała, zbudowana przez dorosłych
już przedstawicieli Stowarzyszenia, idea słowotwórczego znaczenia nazwy
założonej przed laty Dziecięcej Republiki. Doszukiwano
się znaczenia w języku angielskim, bo „deal” znaczy
„dzielić, rozdawać”, to także „sposób traktowania”. I tu w Dyliniarni postanowiliśmy nie tylko dzielić z innymi ich
troski próbując traktować bogatych i biednych na równi, ale także na równi im
pomagać. Tym pierwszym - dać szansę by nadmiarem mogli podzielić się z
innymi, a tym drugim - dzieląc przekazane dobra, których dla nich zabrakło.
Do dziś przetrwał ten system kojarzenia darczyńców z potrzebującymi, aby
obojgu żyło się lepiej. Swoją rolę wypełnił też nasz język ojczysty. Jak
wyszukano "dylina" to belka używana przy budowie mostów. Stała się
ona symbolem podtrzymania rodziny pomocą i darowaną nadzieją w tych
najtrudniejszych chwilach przetrwania bólu lub niedostatku. Jakże
pięknie się złożyło - gdyby między ludźmi, podobnie jak pomiędzy dwoma
brzegami podzielonego rzeką lądu, budować z dylin długie i mocne mosty - z
pewnością nie byłoby odosobnionych, porzuconych i tych zupełnie samotnych. Z
taką inicjatywą budowania mostów, także tych niewidzialnych, ale jakże
realnych i potrzebnych by móc choć na chwilę znaleźć się po stronie drugiego
człowieka, z pewnością każdemu żyłoby się o wiele łatwiej... I
taka to oto historia jakże dziś już oswojonego, choć czasem nadal jeszcze
zagadkowego słowa "DYLINIARNIA". Maria Pułczyńska |
|
|
Maria Pułczyńska ur.
13 lipca 1973 r. w Krakowie. Wykształcenie
wyższe. Ukończyła studia na wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej UJ,
Studium Pedagogiczne UJ, Teologię i Studium Teologii Rodziny na PAT oraz
Nauczycielskie Kolegium Języków Obcych UJ. Pracę zawodową związała z edukacją
i wychowaniem dzieci jako nauczyciel dyplomowany. Odznaczona Korczakowskim
Medalem w uznaniu zasług za propagowanie wartości pedagogicznych i społeczno
- moralnych, wyróżnieniem Organizacji Szerzenia Kultury Polskiej POLCUL za
pracę społeczną w Dyliniarni, plakietką laureata
Grand Prix Samorządu Województwa Małopolskiego Amicus
Hominum 2008 oraz dyplomem laureata w kategorii
Polityka Społeczna za utworzenie dziecięcego państwa KRD Dyliniarnia. Pełni
funkcję prezesa KRD Dyliniarnia. |
|
|
|
Tadeusz Pułczyński ur. 8 maja
1968 r. w Krakowie. Wyróżniony
przez Organizację Szerzenia Kultury Polskiej POLCUL za bezinteresowną pracę
społeczną w KRD Dyliniarnia. Wykształcenie średnie ogólnokształcące.
Zainteresowania humanistyczne i artystyczne. Z wykształcenia poligraf. Swoją
pracę zawodową wiązał przez wiele lat z Uniwersytetem Jagiellońskim. Obecnie
pełni funkcję zastępcy prezesa KRD Dyliniarnia. To,
kim jesteśmy i co reprezentujemy sobą, naszą
osobowość, zainteresowania i całą działalność Dyliniarni |
„Bez
pogodnego, szczęśliwego dzieciństwa całe
życie jest potem kalekie…” Janusz
Korczak Prawdziwe
imię i nazwisko Janusza Korczaka brzmi Henryk Goldszmit.
Urodził się dnia 22 lipca 1878 albo 1879 roku. Wątpliwość ta jest skutkiem
tego, iż rodzice nie zatroszczyli się, aby wyrobić mu urzędową metrykę.
Zginął zamordowany w którymś z hitlerowskich obozów, najprawdopodobniej w
Treblince, z początkiem sierpnia 1942 roku. Janusz Korczak pracował jako
lekarz i pedagog. Dyplom lekarski otrzymał w 1905 roku i rozpoczął pracę w
szpitalu dziecięcym. Kiedy wybucha wojna rosyjsko japońska, zostaje wysłany
na front w Mandżurii. We wrześniu 1907 roku wyjeżdża do Berlina aby uzupełnić
wiedzę medyczną. Cztery lata później przebywa przez miesiąc w Londynie.
Zwiedza tam szkołę i przytułek dla dzieci w Forest
Hill, gdzie poznaje istotę pracy charytatywnej. W 1912 roku zostaje
dyrektorem Domu Sierot. Pełni swoje obowiązki bez wynagrodzenia. Po powrocie
ze służby wojskowej, do której zostaje w międzyczasie powołany powraca do
Warszawy. Tu oddaje się także pracy pisarza. Już wcześniej pierwsza powieść
Korczaka pt. „Dzieci ulicy” ukazuje się w odcinkach na łamach „Czytelni dla
wszystkich”. Pisze także reportaże nasycone empatią i humorem ukazujące obraz
życia warszawskich uliczników. W wielu artykułach podkreśla wychowawczą rolę
teatru. Za najważniejszą pomoc w kształtowaniu osobowości dziecka uważa
jednak książkę. W swych dziełach opisuje problemy dziecka, gdzie zwraca dużą
uwagę na jego godność i potrzebę szacunku. Pisze również zbiór modlitw
zatytułowany „Sam na sam z Bogiem. Modlitwy tych, którzy się nie modlą”,
który dedykuje rodzicom. Dzięki odręcznemu odpisowi Marii Falskiej
współpracownicy Janusza Korczaka w Domu Sierot, zachowała się także „Modlitwa
wychowawcy”, którą Korczak napisał 27 kwietnia 1920 roku: „Daj dzieciom dobrą wolę, daj wysiłkom ich pomoc, ich trudom
błogosławieństwo. Nie najłatwiejszą prowadź ich drogą, ale najpiękniejszą. A
jako prośby mej zadatek przyjmij jedyny mój klejnot: smutek. Smutek i pracę”.
Wyszły też spod jego pióra głębokie w odbiorze i znaczące w pedagogice
powieści takie jak: „Bankructwo Małego Dżeka”,
„Kiedy znów będę mały”. Przypis: Janusz Marciniak, Korczak, „Tygodnik Powszechny”, 1998, Nr 30, s.8. Cała jego
działalność oraz twórczość była przepełniona poczuciem sprawiedliwości,
humorem i filozofią. W „Królu Maciusiu I” napisanym w 1923 roku podaje wizję
państwa dziecięcego, utworzonego przez małego chłopca, którego zdetronizowano
i wywieziono na bezludną wyspę. Janusz Korczak porzucając praktykę lekarską w
pełni poświęcił się pracy wychowawczej. Stosował on jednak własną nowatorską
pedagogikę polegającą na zasadzie samorządności dziecięcej, której się sam
podporządkował. Uważał, że od dziecka można się wiele nauczyć oraz że dzieci
lepiej potrafią zorganizować dziecięcy świat niż ludzie dorośli. Pedagogika
korczakowska jest pedagogiką absolutnego poświęcenia. Korczak dobrowolnie
oddaje się w ręce śmierci, by do końca towarzyszyć dzieciom w ich ostatniej
drodze. 5 sierpnia 1942 roku załadowano go wraz z dziećmi oraz pozostałym
personelem Domu Sierot do transportu odchodzącego z bocznicy kolejowej przy
Dworcu Gdańskim w Warszawie; kierunek tych transportów był jeden: obóz
zagłady. Najprawdopodobniej zostali wszyscy uduszeni w komorze gazowej zaraz
po przyjeździe do obozu; spieszono się wtedy bardzo, a Żydzi mieli
pierwszeństwo do gazu. Przypis: Marek Jaworski, Janusz Korczak, Warszawa 1977, s.5. Ostatnią drogę Korczaka z
dziećmi opisuje w swoim wierszu Eulalia Marzec - dyrektorka Szkoły
Podstawowej im. Janusza Korczaka w Paczółtowicach: „(...)
Pewnego razu gestapo wtargnęło, By zabrać dzieci, zabić je, spopielić
- W piersi Korczaka serce mocno drgnęło Od biednych sierot nie dał się
oddzielić. I poszedł z nimi w tę otchłań
bezdenną, Gdzie komin, druty i śmierć jest już
blisko. I zginął z grupą dzieci bezimienną... Korczak - to piękne, szlachetne
nazwisko”. JAK JANUSZ KORCZAK WPŁYNĄŁ NA MOJE ŻYCIE MIAŁEM
WTEDY OSIEM LAT… Jako
ośmioletnie dziecko chodziłem do drugiej klasy szkoły powszechnej im
św. Wojciecha w Krakowie. W tym czasie moi Rodzice mieli prymitywne
radio z tubowym głośnikiem zasilane przy pomocy ołowianego akumulatora i
baterii anodowej. Słuchając audycji radiowej, po raz pierwszy usłyszałem głos
Janusza Korczaka, który jako Stary Doktor miewał audycję nie tylko dla
dorosłych, ale także dla dzieci. Znając
Janusza Korczaka, który wówczas był starszym panem mającym 57 lat nie
wiedziałem, że działalność radiowa tego człowieka zaczęła się 2 lata
wcześniej, a więc wtedy, gdy ja miałem lat 6, a więc w dniu 21 maja 1933
roku. Wtedy to już mieszkańcy Krakowa posiadający odbiorniki radiowe słuchali
audycji poświęconych dziecku. W pięć dni po wypowiedzi radiowej w dniu 26
maja 1933 roku, Janusz Korczak w przerwie koncertu symfonicznego wygłosił w
Polskim Radiu, swój pierwszy utwór w formie felietonu pt. „Marzenie Dziecka”.
Wtedy, ten genialny jak na owe czasy wychowawca, był nieznany i niedoceniony
w problematyce związanej z duszą dziecka oraz jego dolą i niedolą.
Działalność radiowa Janusza Korczaka rozpoczęta w roku 1933 przyczyniła się
do rozpowszechnienia jego działalności wychowawczej. Miał on wtedy 55 lat i
znaczne osiągnięcia powieściopisarza i publicysty. Wtedy również ukazała się
kartka pocztowa z fotografią Doktora opatrzona następującym tekstem: „Janusz
Korczak (dr Henryk Goldschmidt) ur. 1878 roku powieściopisarz i publicysta”.
Utwory wydane: „Dzieci Ulicy”, „Koszałki Opałki”, „Dziecko Salonu”, „Bobo”,
„Jak Kochać Dziecko”, „Józki Jaśki i Franki”, „Mośki Jośki i Srule”,
„Sława”, „Król Maciuś I” i inne. PAMIĘTAM
RADIOWY GŁOS JANUSZA KORCZAKA Stary
Doktor - Pan Janusz Korczak od roku 1934 współpracował z Redakcją
„Płomyka” – czasopisma dla dzieci, a ja jako uczeń szkoły powszechnej,
drugoklasista pismo to prenumerowałem. Podawano w nim między innymi,
iż od dnia 15 stycznia 1931 roku przed mikrofonem Polskiego Radia w
każdy drugi wtorek miesiąca, a bywało, że częściej, o godzinie 12:45
Stary Doktor Pan Janusz Korczak zasiada by opowiedzieć dziecku „jak pitrasi
się jajecznicę”, względnie „jak świderek zabłądził w worku”. Redakcja
„Płomyka” informowała o tych wydarzeniach ze znacznym wyprzedzeniem, w
stałych rubrykach pt. „radio programu”, a od numeru 31 pod nowym tytułem
„nasze radio”. W
audycjach tych, bardzo popularnych nie tylko dla świata dziecięcego,
przebijało nowatorstwo nie tylko odnośnie tematu, ale i w samej formie
przekazu. W wykonaniu Janusza Korczaka każda jego audycja była prawdziwą
ucztą nie tylko dla dorosłych, ale przede wszystkim dla dzieci. Odnośnie
tego, co najbardziej mnie frapowało w audycjach Janusza Korczaka, to
wiele niecodziennych sytuacji emocjonujących oraz ciekawych dla dzieci. Duże
wrażenie zrobiła na mnie ponadto audycja Korczaka w dniu 2 czerwca
1935 roku poświęcona pamięci Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego. Było to
jedno z najpiękniejszych słuchowisk poświęconych Wskrzesicielowi Ojczyzny,
zrozumiałe dla dziecięcych serc. Okazało się, że rok 1935 był poza tym
szczytowym rokiem, gdzie Doktor Janusz Korczak osiągnął ogólnopolską
popularność, gdyż właśnie wtedy nie tylko dzieci, ale i młodzież szukała
pomocy w rozwiązywaniu swoich trudnych spraw. A
jakie trudne sprawy ja miałem do rozwiązania i co spowodowało, że tak ochoczo
słuchałem Starego Doktora? BYŁEM
BITY PRZEZ RODZICÓW I STARSZEGO BRATA Otóż
w mojej rodzinie zaplanowano, że urodzi się dwoje dzieci: mój starszy brat
i jego siostra. Ponieważ siostra w wieku niemowlęcym zmarła, pozwolono
bym przyszedł na świat. Byłem więc „dodatkiem” do mojej rodziny, która mnie
wychowywała, oprócz oczywiście szkoły. Wychowanie w szkole i w domu polegało
na biciu. Byłem bity przy użyciu podwójnego bicza wykonanego z grubego
rzemienia o grubości i szerokości jednego centymetra. Urządzenie to na
przekroju miało ostre krawędzie które wbijały się w ciało pozostawiając
czerwone, a niekiedy nawet białe pręgi. W cieniu tego urządzenia żyłem
na co dzień, bowiem wisiało na moim widoku nawet wtedy, gdy nie było
używane. W
szkole natomiast nie byłem bity, ponieważ zachowywałem się poprawnie,
ale obserwowałem jak polonista i jednocześnie opiekun klasowy strzela
z rozmachem grubą i elastyczną linijką po palcach swoich podopiecznych
uczniów. Wtedy trzeba było nosić do szkoły gąbkę, wodę, rysik i tabliczki, a
w dalszej edukacji kałamarz z ciekłym atramentem. Patrzyłem jak moi koledzy z
przetrąconymi palcami nieśli swoje pomoce naukowe do szkoły i usiłowali
pisać przy pomocy namoczonych stalówek w niebieskim atramencie, chociaż nie
bardzo im się to udawało. To wszystko co mnie otaczało po prostu nie
miało sensu. W szkole bałem się, że mogę być bity przez nauczyciela i
kolegów, ale jakoś było, a w domu, gdy kazano mi całować po rękach wujków i
innych niezasługujących na szacunek krewnych, po prostu buntowałem się i znów
byłem bity przez rodziców, a szczególnie przez ojca. Bywało, że podczas
nieobecności rodziców bił mnie także brat, który używał w tym celu
metalowego pogrzebacza. Zamykając oczy bił gdzie popadnie. Aż dziw, że nie
zostałem kaleką. Chwalony przez wszystkich wokół starszy brat dawał mi do
zrozumienia, że jestem nikim. Podczas
okupacji niemieckiej brat został zaaresztowany przez Niemców
i wywieziony do Oświęcimia, gdzie go zamordowano. Potem umarł ojciec i
zostałem sam z matką. Matka umarła w wieku 82 lat i dopiero przed
śmiercią wyjawiła mi, że jestem dla niej szczególnym błogosławieństwem,
ponieważ się nią opiekuję. Stwierdziła też, że dobrze, że jestem, bo wszyscy
odeszli na tamten świat i gdyby nie ja, ona byłaby w chorobie zupełnie
sama, opuszczona i porzucona przez całą rodzinę mego ojca, którą to rodzinę
kazano mi całować po rękach, gdy byłem dzieckiem. POZNAŁEM DOROBEK
KORCZAKOWSKIEGO ENTUZJASTY Tak
więc wracając do początkowych wspomnień z roku 1935, w maju poprzez
Polskie Radio spotkały się dwa Janusze: Korczak i Pułczyński.
Pierwszy - Stary Doktor, drugi ja - dziecko szukające pomocy. Dwa miesiące
później ten starszy, a więc Janusz Korczak w dniu 23 lipca 1935 roku
pisze w ankiecie w wiadomościach literackich, że jest już stary, a
jeżeli nie jest stary to w podeszłym wieku i twierdzi, że trudno mu
nadal podejmować interesujące tematy. Radio
dla dzieci rozwinęło się w pełni pięć miesięcy później od czasu kiedy po raz
pierwszy wysłuchałem audycji z udziałem Starego Doktora. Dopiero wtedy tj.
w październiku roku 1935 Janusz Korczak stwierdził, że doświadczył jak
wielkie możliwości i ogromny zasięg oddziaływania wychowawczego ma radio.
Wierzył też, że może być ono pomocne w nauczaniu i wpajaniu wiedzy
szkolnej, co stanowi jedyne rozwiązanie tragicznej i beznadziejnej sytuacji w
dogorywającej polskiej szkole powszechnej. Istniała już wtedy też telewizja,
ale tylko za granicą. Po wielu latach miałem okazję zapoznać się z naukowym
dorobkiem Profesora Uniwersytetu Warszawskiego Księdza Janusza Tarnowskiego,
który skądinąd okazał się wielkim entuzjastą Janusza Korczaka. W roku
1935, gdy miałem 8 lat, współczesny Korczak miał 57 lat, a Ksiądz Profesor Janusz
Tarnowski miał wówczas lat 16. Był więc dwa razy starszy ode mnie, ale nie
wiem czy już wtedy był entuzjastą wychowania proponowanego przez Janusza
Korczaka. Ponieważ Janusz Korczak odszedł w 1942 roku za czasów okupacji
niemieckiej, zacząłem interesować się drugim Januszem, który miał
wówczas 23 lata i dopiero organizował sobie życie. W Larum przesłanym z
okazji 90-lecia Księdza Profesora, co miało miejsce w roku 2009 wpisałem
się do księgi pamiątkowej Jubilata stwierdzając, że w bardzo
naukowy sposób Ksiądz Tarnowski uzasadnił działalność i myśli Starego
Doktora, i to w sposób będący szczytem mistrzostwa. JAKO OJCIEC
CZERPAŁEM Z WIEDZY
OPARTEJ NA NAUCE
STAREGO DOKTORA Mam
wrażenie, że ziarno zasiane przez Korczaka zakiełkowało w sercu Ks. Tarnowskiego,
gdy został Profesorem, a we mnie - gdy zostałem ojcem. Po prostu to, co
usłyszałem w Polskim Radiu będąc dzieckiem zaowocowało podczas mojej pracy
naukowej w Krakowie, Wrocławiu, Warszawie i Gliwicach. W tym czasie
interesowałem się sprawami rodziny i uczyłem się dialogu z moimi
dziećmi. Dziś jestem dumny z tego, że to właśnie moja córka i mój syn, idąc
śladami Starego Doktora pomimo, że nie znali ani nie słyszeli go osobiście,
będąc jeszcze dziećmi założyli dziecięce państwo. Dziś Republika ta działa
jako Stowarzyszenie na rzecz dzieci i ich rodzin podejmując działania,
których głównym celem jest pomoc tej najbardziej bezbronnej i narażonej na
zło istocie – dziecku. Dziecku, o które z tak ogromną troską i
zaangażowaniem, aż po dzień wspólnego marszu śmierci, walczył Janusz Korczak. Kraków,
25.02.2012 Janusz
Pułczyński |